Zgrupowanie – sesshin Karate Tsunami:
20 lutego 2011 roku
w Honbu Dojo w Warszawie
|
W niedzielę 20 lutego 2011 roku
w Honbu Dojo w Warszawie odbyło się kolejne zgrupowanie (sesshin) Karate Tsunami.
Miejsce zgrupowania:
Honbu Dojo (Centralna Szkoła Karate
Tsunami), Warszawa Radość,
ul. Patriotów 247.
Ukazane jest
na załączonych fotografiach.
|
|
|
Ten dumny kot
o imieniu Markiz
jak zwykle
z zainteresowaniem przyglądał się zajęciom uczestników.
|
|
Zajęcia na zgrupowaniu odbywały się w godz.11,30-16,30.
Zgrupowanie składało sie z powiązanych modułów szkoleniowych:
-
zajęć technicznych – przeznaczonych na ćwiczenie przewidzianych elementów,
-
zajęć teoretycznych – przeznaczonych na omówienie wybranych tematów.
Uczestnicy zgrupowania 20 lutego 2011 roku. Liczba uczestników szkolenia nie była duża, ale za to imponująca pod względem poziomu. Trzech posiadaczy stopni mistrzowskich (sensei Artur Marcinkowski 1 dan, sensei Maciej Rogosz 1 dan i soke Ryszard Murat 10 dan) oraz trzech weteranów, obserwujących ćwiczenia i uczestniczących w zajęciach teoretycznych, a także siedmiu medalistów Mistrzostw Polski Karate Tsunami, które odbyły się w Warszawie w 2010 roku.
Zgrupowanie to było uzupełnieniem dwóch szkoleń, które odbyły się w Honbu Dojo: 9 stycznia i 23 stycznia 2011 roku.
Na zgrupowaniu nacisk położony został na szkolenie z zakresu nowego sposobu składania egzaminów na stopnie.
Przećwiczono i omówiono zasady składnia egzaminów na przykładzie kilku wybranych stopni, a trzech uczestników zgrupowania złożyło pozytywnie ocenione egzaminy na kolejne stopnie wtajemnicznia.
Scena z prezentacji różnych rozwiązań kumite (walki) na egzaminach,
które złożyli Bogdan Pepławski i Michał Żelechowski.
Charakterystyczne dla egzaminów Karate Tsunami uroczyste ogłoszenie po zaliczonym egzaminie zdobycia kolejnego stopnia.
Egzaminator soke Ryszard Murat 10 dan ogłasza zdobycie wyższego stopnia
przez weterana Karate Tsunami
Bogdana Pepławskiego.
Był on jednym z pierwszych
tsunamistów, ćwiczących
Karate Tsunami w ośrodku
w Płocku już w 1980 roku.
Obecnie jest na emeryturze
(był funkcjonariuszem
Państwowej Straży Pożarnej)
i uprawia Karate Tsunami
wraz z dwojgiem swoich dzieci
w ośrodku w Staroźrebach pod kierunkiem sensei Artura Marcinkowskiego 1 dan.
|
|
Kilkugodzinny program zgrupowania był jednak urozmaicony. Były między innymi ćwiczenia wielu technik, kombinacji, kumite w różnych postaciach (kihon-kumite, yakusoku-kumite i jiyu-kumite), bez przyrządów i z użyciem tanto (noża), full-contact kumite, makiwara-kumite, a także sposoby obrony przed atakiem miotaniem.
Ćwiczenie kara-zuki (wbicia z obrotem o 180 stopni) w pozycji kiba-dachi.
Doskonalenie bloku age-ude-uke w zenkutsu-dachi suri-ashi (kroku przestawnym).
Jednym z weteranów Karate Tsunami obserwujących ćwiczenia był sensei Arkadiusz Wiewiórowski
1 dan, znany mistrz tego stylu. Z wykształcenia dziennikarz, w przeszłości był oficerem głównej
w Polsce jednostki antyterrorystycznej. Tu fachowo ocenia ewentualne wykorzystanie niemieckiego pistoletu maszynowego MP40 (replika ASG), przez polskich partyzantów, zdobywających tę broń na hitlerowskich wrogach, nazywanego empi lub schmeisser (od nazwiska konstruktora Hugo Schmeissera). Na fotografii widać zabytki partyzanckie, przekazane soke Ryszardowi Murat przez partyzanckich weteranów: chomąto, które "brało udział" (oczywiście wraz z koniem) w największym w czasie całej
II wojny światowej wysadzeniu pociągu (12 września 1943 roku pod Gołębiem przez puławskie zgrupowanie BCh pod dowództwem płka Stefana Rodaka ps. "Rola"), a także strzemiona, zdobyte przez polskich partyzantów na zabitym niemieckim oficerze i użyte (wraz z koniem) do przywleczenia ukrytej
w lesie armaty na miejsce słynnej bitwy pod Ciepielowem (stoczonej 30 września 1943 roku przez zwoleńskie zgrupowanie BCh pod dowództwem płka Jana Sońty ps. "Ośka"). W tle widoczny jest również wspaniały jedwabny sztandar dokumentujący współpracę stylów Karate Tsunami i Vinh Xuan (wing chun), uroczyście wręczony soke Ryszardowi Murat 10 dan przez wielkiego mistrza Nguyen Ngoc Noi 10 dan (Hanoi, najwyższego stopniem mistrza w Wietnamie) na Otwartych Mistrzostwach Karate Tsunami
w Warszawie w 2010 roku, a ponadto słynny pierwszy kolorowy plakat Karate Tsunami
(z pierwszych lat rozwoju tego stylu, posiadany wyłącznie przez weteranów tego stylu).
Wyjaśnienia do tych informacji:
Wspomniany niemiecki pistolet maszynowy MP 40
Wspomniany niemiecki pistolet maszynowy MP 40 był obiektem marzeń i najbardziej pożądaną bronią zarówno przez hitlerowskich żołnierzy, jak polskich partyzantów. Przyczyną były zalety tej broni: niewielkie rozmiary i mała waga, wielka siła rażenia, niezawodność i łatwość obsługi.
Broni tej w III Rzeszy zawsze było mało i dlatego wyposażano w nią jedynie podoficerów i wybranych żołnierzy. Polscy partyzanci organizowali specjalne akcje zdobywania tych pistoletów poprzez rozbrajanie i likwidowanie posiadających je hitlerowców.
Pistolet maszynowy MP 40 był rewolucyjną i do dziś niepokonaną konstrukcją. W zasadzie wszystkie inne późniejsze pistolety maszynowe, produkowane w różnych krajach, są jedynie modyfikacjami tej konstrukcji.
Maschinenpistole 40 (MP – w skrócie empi) to nazwa najpopularniejszej odmiany niemieckich pistoletów maszynowych. Często określany nazwą schmeisser od nazwiska Hugo Schmeissera, który w 1917 roku opatentował jego pierwszą wersję MP 18, a później jeszcze wersję MP 41.
MP 40 był zmodyfikowaną wersją konstrukcji MP 38 (zresztą o niewielkich różnicach). Był szeroko stosowany przez armię niemiecką. Wyprodukowano około 1 mln sztuk tej broni, ale zawsze brakowało jej i była ona obiektem marzeń żołnierzy. Z tego względu, w przeciwieństwie do Kar 98k (Karabiner 98 kurz - Mauser), MP nigdy nie stały się bronią regulaminową Wermachtu. Przydzielano je tylko podoficerom i wyróżniającym się żołnierzom.
Charakterystycznymi cechami MP była składana metalowa kolba oraz prosty 32-nabojowy magazynek, który służył za przedni uchwyt. Kaliber 9 mm (amunicja do pistoletu Parabellum), waga z magazynkiem 4,85 kg, długość z kolbą złożoną 63 cm, szybkostrzelność 500 strzałów na minutę.
Wspomniane chomąto i wysadzenie przez partyzantów pociągu z amunicją pod Gołębiem
Wspomniane zabytkowe chomątko wręczyli soke Ryszardowi Murat w podziękowaniu za jego pracę - „koński trud”, jak stwierdzili - dwaj partyzanccy kombatanci, członkowie Stowarzyszenia byłych Żołnierzy Batalionów Chłopskich Oddział Puławy: kpt. Zygmunt Dzięgiel i por. Edward Stachyra, na wielkiej uroczystości partyzanckiej 21 listopada 2010 roku.
Wręczenie Ryszardowi Murat zabytkowego chomąta przez partyzanckich kombatantów z Regionu Puławskiego: kpt. Zygmunt Dzięgiel i por. Edward Stachyra. Na fotografii widoczni są również (od lewej): st. wachmistrz Edmund Krawczyk (Lublin) – reprezentant Związku Piłsudczyków, Oddział w Lublinie,
mjr Jan Rybak (Żyrzyn) – przedstawiciel środowiska oficerów WP, ksiądz generał brygady O.Grzegorz Badziąg OFMCap. (Krosno) – kapelan Karate Tsunami, który odprawił mszę polową,
hanshi Włodzimierz Parfieniuk 8 dan (wiceprezydent Federacji Karate Tsunami Renmei).
Kpt. Zygmunt Dzięgiel stwierdził wówczas, że nie jest to zwykłe chomąto, lecz autentyczny zabytek partyzancki, ponieważ „brało udział” w słynnym wysadzeniu pociągu pod Gołębiem. Było własnością jego ojca Pawła Dzięgla, który użyczył je – wraz z koniem, przyzwyczajonym do wybuchów i furmanką – komendantowi placówki BCh w Witowicach Aleksandrowi Kowalskiemu, do wywiezienia spod Gołębia spodziewanych zdobycznych granatów i dyżurnego ruchu Jana Chołaja z AK (dzięki niemu wysadzono właściwy pociąg).
Wywiad partyzancki BCh ustalił, że nocą 12 września 1943 roku z Dęblina do Lublina będzie jechał ogromny (56 wagonów) niemiecki pociąg wojskowy z „granatami”, wiezionymi na front wschodni. W warunkach okupacyjnych granaty miały dla partyzantów wagę złota, wobec czego postanowili opanować ten pociąg. Akcję przeprowadziło puławskie zgrupowanie oddziałów BCh (w liczbie 138 żołnierzy) pod dowództwem płka Stefana Rodaka ps. „Rola” (a w nim dwa oddziały, biorące udział w bitwie pod Kolonią Zbędowice – Józefa Politowskiego ps. „Wietrzyk” i Władysława Mizaka ps. „Skała”, oraz oddział ze zgrupowania „Ośki” z Regionu Zwoleńskiego).
Gdyby partyzantom udało się zdobyć tak wielką liczbę granatów, szczególnie dla nich użytecznych, to prawdopodobnie Niemcy przestaliby panować w Regionie Puławskim i Zwoleńskim. To właśnie z tego powodu, aby mieć udział w zdobycznej puli, na akcję przybył nawet wydzielony oddział ze zgrupowania „Ośki” z Regionu Zwoleńskiego.
Zaplanowano wysadzenie dwóch lokomotyw pociągu w lesie pod Gołębiem, wybicie niemieckiej ochrony i wywiezienie przygotowanymi furmankami jak największej liczby granatów. Do tego właśnie celu użyto wspomniane chomąto.
Akcja powiodła się w pełni (wysadzono lokomotywy, wybito bez strat własnych 17 członków niemieckiej ochrony pociągu i opanowano pociąg), ale – ku rozpaczy partyzantów – okazało się, że owe „granaty” są wielkokalibrowymi pociskami rakietowymi do wyrzutni Nebelwerfer (w powstaniu warszawskim nazywanych „krowami” lub "szafami"). Była to tajna niemiecka broń nowej generacji, której nie znali wówczas partyzanci, a nawet większość żołnierzy niemieckich. Na podstawie wyglądu tych "granatów" partyzanci uznali, że są to pociski artyleryjskie do najcięższych armat kolejowych typu „Gruba Berta” i podpalili 56 wypełnionych nimi wagonów. Rozpętali kanonadę - piekło, nie mające równych w czasie całej wojny.
Z palących się i rozrywających się wagonów rakiety Nebelwerfer startowały w wielkiej liczbie przez pół nocy, latając nad okolicą i wybuchając także w Puławach i Dęblinie, również w Górach Zbędowickich. Nawet Niemcy nie rozumieli, co się stało, kojarząc to piekło z alianckim nalotem dywanowym na ogromną skalę. Z tego względu w garnizonach w Dęblinie i Puławach otworzyli zmasowany ogień z dział przeciwlotniczych do wyimaginowanych samolotów wroga, w Puławach doszło do wymiany ognia między jednostkami niemieckimi i Ostlegionem (jednostką kolaboracyjną złożoną z b. jeńców z Armii Czerwonej, którą Niemcy posądzili wówczas o bunt i atak na nich), a 2-tysięczny oddział niemiecki zbiegł z koszar w pobliżu Gołębia.
Także partyzanci uciekali w kierunku Bałtowa i Koziego Boru, czołgając się 8 km pod wybuchającymi w lesie rakietami. Akcja ta była największym wysadzeniem pociągu i równocześnie największą kanonadą w całej II wojnie światowej (a mało znaną polskiemu społeczeństwu). Była też ogromnym ciosem w niemiecki potencjał wojenny, ponieważ zniszczone rakiety hitlerowcy oceniali jako równowartość bojową kilku dywizji Wehrmachtu.
Wymieniony Jan Chołaj (AK) przewieziony został furmanką z użyciem opisanego chomąta w bezpieczne miejsce. Odegrał on kluczową rolę w wysadzeniu pociągu. Niemcy (posiadający wielu szpiegów) rozszyfrowali plan partyzancki i umyślnie puścili na ich miny pociąg pasażerski zamiast wojskowego. Jan Chołaj jako dyżurny ruchu w Gołębiu dał jednak znak partyzantom, że to nie ten pociąg, wskutek czego uratował pociąg pasażerski, a partyzanci wysadzili właściwy pociąg wojskowy.
Epizod ten stał się kanwą jednego z odcinków kultowego serialu „Stawka większa niż życie”, w którym rolę Jana Chołaja odegrał jednak fikcyjny Hans Kloss, ratując pociąg pasażerski i kierując na partyzanckie miny pociąg wojskowy.
Od lewej: pierwsza wersja wyrzutni rakietowej Nebelwerfer (niem. "Miotacz mgły") wz. 41, o kalibrze
150 mm. Kolejne wersje miały kabiber 210, 280, 300 i 320 mm. Pociski miały wagę od 34,7 do 125,6 kg. Od prawej: kadr z kultowego serialu "Stawka większa niż życie" – z odcinka, w którym przedstawiony
jest epizod z wysadzenia niemieckiego pociągu wojskowego zamiast pasażerskiego.
Kpt. Zygmunt Dzięgiel dodał, że w celu „zwiększenia zabytkowej wartości chomąta”, dodatkowo ozdobił je trzema kółkami i dziesięcioma guzami, wykonanymi z zebranych łusek pocisków rakietowych Nebelwerfer spod Gołębia.
Wspomniane strzemiona i bitwa partyzancka pod Ciepielowem 30 września 1943 roku
Z kolei wspomniane zabytkowe strzemiona wręczyli soke Ryszardowi Murat dwaj inni partyzanccy kombatanci - członkowie Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych ze Zwolenia: ppor. Mieczysław Stępień i por. Jan Drążyk, również podczas wymienionej uroczystości partyzanckiej 21 listopada 2010 roku.
Stwierdzając, że do chomąta pasują inne akcesoria „końskie”, wręczyli dla Ryszarda Murata – w uznaniu za jego pracę - najpierw zabytkową i zużytą podkowę, a także dwa zabytkowe metalowe strzemiona, zdobyte na zabitym niemieckim oficerze i używane przez jeżdżących konno partyzantów w Regionie Zwoleńskim, między innymi do przywleczenia armaty na miejsce bitwy pod Ciepielowem.
Ppor. Mieczysław Stępień przekazał jeszcze Ryszardowi Murat cztery inne zabytki, skrzętnie ukrywane 67 lat. Są to banknoty o nominałach: 10, 50, 100 i 500 zł (łącznie 660 zł), wyemitowane przez hitlerowców w 1940 oraz 1941 roku i używane w Generalnym Gubernatorstwie. W czasie okupacji miały one dużą wartość (obecnie tylko zabytkową), a zostały zdobyte przez polskich partyzantów na niemieckich żołdakach SS w bitwie pod Ciepielowem.
Pod Ciepielowem stoczona została jedna z największych zwycięskich bitew partyzanckich. 30 września 1943 roku zwoleńskie zgrupowanie BCh pod dowództwem płka Jana Sońty ps. "Ośka" (ponad 100 partyzantów) zaatakowało silne zgrupowanie SS, obwarowane w koszarach na tak zwanych „Górkach”. Był to odwet za grabieże i zamordowanie w ciągu roku ponad 900 Polaków.
W bitwie partyzanci opanowali miasteczko Ciepielów i tamtejsze urzędy niemieckie. Zabito 15 hitlerowców i wielu raniono. Po stronie polskiej rannych było zaledwie 3 partyzantów.
Ciekawostką jest, że do rozbijania betonowych niemieckich bunkrów wyposażonych w karabiny maszynowe MG-34 (wypluwające aż 1500 pocisków na minutę) partyzanci użyli w tej bitwie armatę, którą obsługiwał sam dowódca zgrupowania Jan Sońta ps. „Ośka”. Zwykle było odwrotnie - tak ciężką broń używali hitlerowcy przeciwko polskim partyzantom. Armatę tę, zdobytą na wrogu i ukrytą wcześniej w lesie, partyzanci przywlekli na miejsce bitwy końmi.
Partyzanccy weterani z Regionu Zwoleńskiego: ppor. Mieczysław Stępień i por. Jan Drążyk wręczają Ryszardowi Murat zabytkowe strzemiona. Na fotografii widoczni są również: przedstawiciel Ambasadora Wietnamu w RP Truong Anh Tuan (kierownik polskiego oddziału stylu vinh xuan wielkiego mistrza Nguyen Ngoc Noi 10 dan
z Hanoi, członek Głównej Komisji Rewizyjnej Polskiej Federacji Dalekowschodnich Sztuk
i Sportów Walki oraz przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Wietnamczyków w Polsce), a także st. wachmistrz Edmund Krawczyk (Lublin) – reprezentant Związku Piłsudczyków,
Oddział w Lublinie.
|
|
Wręczając te zabytki Ryszardowi Murat ppor. Mieczysław Stępień powiedział: „My, kombatanci z Powiatu Zwoleńskiego, na terenie którego koloniści i żandarmeria niemiecka dokonały masowych mordów na ludności cywilnej, przekazujemy nasze wspomnienia z okresu walki z okupantem hitlerowskim i te strzemiona oraz podkowę konia, który nas woził. Przekazujemy również zdobyte na niemieckim posterunku żandarmerii w Ciepielowie pieniądze emisyjnego banku okupanta, jako dowód walki partyzanckiej z okupantem niemieckim”.
Wracając zaś do opisywanego zgrupowania, podnieść należy, że jeden z jego uczestników, sensei Artur Marcinkowski 1 dan zdał przewidziany egzamin i uzyskał kwalifikacje Kancho (Egzaminatora), na podstawie których z upoważnienia soke Ryszarda Murata 10 dan ma prawo przeprowadzać w 2011 roku egzaminy na stopnie 20-1 kyu w Karate Tsunami. W związku z tym został on wpisany na Listę Egzaminatorów Karate Tsunami.
Sensei Artur Marcinkowski 1 dan długi czas borykał się z kontuzją kolana, poddając się operacji łąkotki. Odzyskuje dawną formę i za kilka miesięcy planuje złożyć egzaminy na kolejny mistrzowski stopień 2 dan. Plany te popiera soke Ryszard Murat 10 dan.
Podręcznik "Kata San Sao"
Jako ciekawostkę podać warto, że sensei Artur Marcinkowski 1 dan przywiózł do Honbu Dojo w celu rozprowadzania świeżo wydaną książkę "Kata San Sao". Autorem tej książki jest jego brat sensei Bogdan Marcinkowki 1 dan, który obecnie działa w mieście Drogheda (pomiędzy Dublinem i Belfastem) w Irlandii. Jest to jego praca dyplomowa na mistrzowski stopień 1 dan w Karate Tsunami, a napisał ją pod kierunkiem soke Ryszarda Murata 10 dan.
Książka ta została staranie wydana, liczy 80 stron, formatu A4, ma kolorowe okładki i wielką liczbę fotografii. Jest bardzo dobrym podręcznikiem do nauki kata (formy) "San Sao", której znajomość obowiązuje w Karate Tsunami na stopień 2 kyu. Dokładnie przedstawia przebieg kata i interpretację – zastosowanie – z napastnikami.
Książka ta powinna znaleźć się w bibliotece każdego tsunamisty. Jej cena wynosi 30 zł. Można ją nabyć w Honbu Dojo osobiście lub za pośrednictwem swego instruktora.
Okładka i dwie przykładowe strony opisanego podręcznika "Kata San Sao".
W dniu omawianego zgrupowania w Warszawie panowały ostre zimowe warunki: śnieg i mróz – 6º C. Tak właśnie wyglądała droga prowadząca na salę treningową w Honbu Dojo.
Kolejne podobne zgrupowanie w Honbu Dojo w Warszawie przy ul. Patriotów 247 odbędzie się w niedzielę 6 marca 2011 roku.
Serdecznie zapraszamy na nie wszystkich tsunamistów, bez względu na posiadany stopień.