Na fotografii w środku Honbu Dojo (Centralna Szkoła Karate Tsunami) w Warszawie,
miejsce szkoleń i egzaminów Karate Tsunami.
Na opisywanym egzaminie technicznym w Honbu Dojo (Centralna Szkoła Karate Tsunami) w Warszawie. Od prawej: sensei Grzegorz Gradowski 2 dan, soke Ryszard Murat 10 dan i Mateusz Murat.
Ceremonialne rozpoczęcie egzaminu technicznego.
W trakcie egzaminu technicznego mistrz Grzegorz Gradowski na życzenie soke Ryszarda Murata 10 dan zademonstrował makiwara-kumite (metodę nauki walki z wykorzystaniem worka treningowego, imitującego przeciwnika), tokui-kata (spontaniczną formę nauki walki z kilkoma napastnikami z użyciem trzech różnych przyrządów) oraz kumite (walkę bez broni i z użyciem różnych przyrządów, w której rolę jego przeciwnika odgrywał Mateusz Murat.
W pierwszej części egzaminu technicznego mistrz Grzegorz Gradowski zademonstrował
makiwara-kumite, udowadniając skuteczność bez użycia przyrządów. Jest to metoda nauki
walki z wykorzystaniem worka treningowego, który imituje przeciwnika. W Karate Tsunami
metoda ta doskonale uzupełnia inne metody treningowe: kihon, renraku-waza i kata.
Następnie sensei Grzegorz Gradowski zademonstrował tokui-kata – trzy spontaniczne formy nauki walki
z kilkoma napastnikami z użyciem trzech różnych przyrządów. Na fotografii wyżej z użyciem tonfa,
na fotografii niżej z użyciem dwóch krókich kijów (hanbo).
W kolejnej części egzaminu odbyła się jiyu-kumite – treningowa 'swobodna' walka bez broni i z użyciem różnych przyrządów, w trakcie której sensei Grzegorz Gradowski zademonstrował umiejętność skutecznego wykonywania ataków, obrony i kontrataków bez i z wykorzystaniem rozmaitych przyrządów. Na fotografiach niżej sceny ze starć z użyciem różnych przyrządów.
Partnerem - przeciwnikiem sensei Grzegorza Gradowskiego na egzaminie technicznym był Mateusz Murat. Jest on synem soke Ryszarda Murata i wielokrotnym mistrzem Polski w różnych konkurencjach w kategorii juniorów.
Na fotografiach niżej sceny z charakterystycznych dla Karate Tsunami ceremonii na zakończenie egzaminu.
Scena z tradycyjnego dla Karate Tsunami zakończenia egzaminu - symboliczne 'pasowanie'
na wyższy stopień: soke Ryszard Murat 10 dan promuje mistrza Grzegorza Gradowskiego
na wyższy mistrzowski stopień 2 dan.
Inna scena z ceremonii zakończenia egzaminu - uroczyste ogłoszenie wyniku egzaminu.
Gratulacje po zakończeniu egzaminu.
Po zdobyciu stopnia 2 dan sensei Grzegorz Gradowski ma prawo nosić symbol tego stopnia - pas czarny z dwoma białymi pagonami.
Certyfikat potwierdzający zdobyty stopień 2 dan sensei Grzegorz Gradowski otrzymał – wraz z innymi osobami promowanymi na wyższe stopnie - w trakcie uroczystego Zjazdu Gali Polskiej Federacji Dalekowschodnich Sztuk i Sportów Walki 29 maja 2011 roku we Wrocławiu.
W imieniu wszystkich tsunamistów składamy na ręce sensei Grzegorza Gradowskiego serdeczne gratulacje i życzenia zdobycia kolejnych stopni. W Tsunami każdy może bowiem zdobyć dowolny stopień, włącznie z najwyższym 10 dan, a uzależnione jest to tylko od jego uzdolnień i pracy.
|
Dodać należy, że sensei Grzegorz Gradowski 2 dan jest jednym z weteranów Tsunami, uprawiając ten styl w Koninie już 25 lat.
Uczestniczył dotychczas w wielu zgrupowaniach (sesshin) Karate Tsunami w różnych miejscowościach, między innymi w Kutnie, Pile, Poznaniu i Warszawie, gdzie składał egzaminy na kolejne stopnie.
|
Grzegorz Gradowski ukończył kilka fakultetów (pedagogikę, zarządzanie jakością oraz administrację – bezpieczeństwo i porządek publiczny). Służy jako oficer w Policji na odpowiedzialnym stanowisku Naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej w Koninie w stopniu podinspektora (odpowiednik majora w Wojsku Polskim).
Sensei Grzegorz Gradowski 2 dan jest kierownikiem Sekcji Karate Tsunami, działającej w ramach Policyjnego Stowarzyszenia Sportowo-Rekreacyjnego w Koninie, kórym również kieruje.
Na jego temat opublikowaliśmy kilka artykułów, w tym ostatni: Policyjna Sekcja Karate Tsunami w Koninie – wizyta Grzegorza Gradowskiego w Honbu Dojo
Zainteresowania mistrza Grzegorza Gradowskiego nie ograniczają się do spraw zawodowych (w Policji) oraz doskonalenia się w Karate Tsunami. Dał temu wyraz uczestnicząc wraz ze swym młodszym bratem (nauczycielem historii) w uroczystości patriotyczno-żałobnej na cmentarzu w Kolonii Zbędowice 21 listopada 2010 roku, oddając hołd spoczywającym tu bohaterom i wyrażając pozytywny stosunek do wartości patriotycznych i narodowych. Uroczystość tę zorganizował soke Ryszard Murat 10 dan, którego przodkowie zginęli w tej miejscowości.
We wspomnianej uroczystości wzięło udział wielu mistrzów Karate Tsunami i działaczy Polskiej Federacji Dalekowschodnich Sztuk i Sportów Walki, między innymi hanshi Włodzimierz Parfieniuk 8 dan (Zurich), kyoshi Daniel Bogusz 5 dan (Łowicz), renshi Dominik Kanderski 4 dan (Biała Podlaska), hanshi Krzysztof Wasiak 8 dan (Warszawa, jiu-jitsu goshin-ryu) i mistrz Truong Anh Tuan (Warszawa, vinh xuan), zaś ksiądz generał brygady O. Grzegorz Badziąg OFMCap. 5 dan (Krosno) odprawił na cmentarzu bohaterów mszę polową.
Kolonia Zbędowice leży pomiędzy Puławami i Kazimierzem Dolnym, w tak zwanych Górach Zbędowickich, regionie o największym w Europie nasileniu wąwozów, urwisk, przepaści i wykrotów.
W czasie okupacji niemieckiej znajdowała się tu główna baza pierwszego w Polsce oddziału partyzanckiego, którym dowodził por. Jan Płatek ps. "Kmicic". Jednym z organizatorów tego oddziału był dziadek soke Ryszarda Murata Jan Murat, który za zasługi w POW i wojnie 1920 roku otrzymał wszelkie ówczesne odznaczenia wojskowe oraz dodatkowo w nagrodę ziemię z inicjatywy marszałka J.Piłsudskiego.
Akcje tego oddziału stały się kanwą wielu odcinków głośnego serialu „Stawka większa niż życie”, a przebierający się w mundur niemieckiego oficera partyzancki komendant „Kmicic” był pierwowzorem bohatera tego serialu Hansa Klossa.
Oddział „Kmicica” był wyjątkowo dobrze uzbrojony, głównie w znakomitą broń zdobytą na hitlerowcach. Było to rzadkością w polskich oddziałach partyzanckich, które zawsze borykały się z niedoborem broni i amunicji. Np. w oddziałach BCh i AL na 3-5 partyzantów przypadał zwykle 1 karabin, i do tego najczęściej niesprawny, z zaledwie 2-3 pociskami, które zazwyczaj były zamoknięte i nie odpalały. Nie lepiej sytuacja wyglądała w AK. Np. w powstaniu warszawskim jeden karabin przypadał na 53 żołnierzy AK, jeden pistolet na 33 żołnierzy AK, a jeden automat MP-40 na 183 żołnierzy AK ("Powstanie Warszawskie", KAW 1989, s. 5).
Tymczasem oddział „Kmicica” zdobywał tak wiele broni na hitlerowcach, że dosłownie nie wiedział, co z nią robić. Przykładowo w jednej tylko akcji w Puławach rozbroił na strzelnicy blisko 200-osobową kompanię Ostlegionu i zdobyte wówczas karabiny wraz ze skrzynkami amunicji przewiózł furmanką do swej bazy w Kolonii Zbędowice, gdzie zostały ukryte w jednym z bunkrów.
Spektakularne akcje partyzantów zmuszały Niemców do utrzymywania w Powiecie Puławskim aż 30 tys. uzbrojonych żołnierzy różnych formacji (równowartość 3 dywizji) – według pamiętników Generalnego Gubernatora Hansa Franka.
W listopadzie 1942 roku władze Generalnego Gubernatorstwa (na polecenie szefa SS i Policji Rzeszy Heinricha Himmlera) usiłowały zniszczyć oddział „Kmicica” i przeprowadziły największą operację przeciwpartyzancką na ziemiach polskich. Najpierw w trakcie tak zwanej „krwawej środy” 18 listopada 1942 roku aresztowały w okolicznych miejscowościach kilkuset członków wywiadu i rezerw oddziału „Kmicica”, z których wielu od razu rozstrzelano.
Następnie w sobotę 21 listopada 1942 roku 6 tysięcy hitlerowskich żołnierzy wkroczyło w Góry Zbędowickie i stoczyło tu z partyzantami zaciekłą bitwę. Dobre uzbrojenie, wyszkolenie i rozeznanie partyzantów, a przede wszystkim bardzo trudne ukształtowanie terenu (niewyobrażalna dla osób z zewnątrz plątanina wąwozów, urwisk, przepaści i wykrotów) spowodowały, że hitlerowcy ponieśli wielką i spektakularną klęskę.
O jej rozmiarach najlepiej świadczy fakt, że zabitych zostało tylko 3 partyzantów (są pochowani właśnie na cmentarzu w Kolonii Zbędowice), zaś po stronie niemieckiej padło ponad 100 zabitych i rannych żołnierzy. Stosunek sił w tej bitwie wynosił 1:166 na korzyść hitlerowców (na 1 partyzanta przypadało tu aż 166 hitlerowców), a straty były odwrotne i wyniosły 1:33 na niekorzyść hitlerowców.
Dla porównania w rozsławionej w czasach PRL-u bitwie pod pobliskim Rąblowem 14 maja 1944 roku, stoczonej przez zgrupowanie AL pod dowództwem M.Moczara z hitlerowcami, stosunek sił wynosił zaledwie 1:2,2 na korzyść hitlerowców, a stosunek strat 1:2,6 na ich niekorzyść.
Następnego dnia, w niedzielę 22 listopada 1942 roku tych samych 6 tysięcy hitlerowskich żołnierzy otoczyło Kolonię Zbędowice i wymordowało tu 84 mieszkańców, w tym kobiety i dzieci, niektóre poniżej 1 roku. Ludobójstwo to dokonane zostało przez Niemców dla wyrównania strat, które w ten sposób po dwóch dniach bitwy wynosiły mniej więcej 1:1, a w raportach niemieccy dowódcy nie musieli przecież pisać, że większość zabitych „polskich bandytów” to dzieci, w tym niemowlęta. Zresztą Niemcy wszystkich mieszkańców Kolonii Zbędowice uznawali za „bandytów” z racji udzielania się w oddziale „Kmicica” (np. mieszkająca obecnie w Puławach Helena Saran w wieku 12 lat nosiła partyzantom granaty w koszyku pod jajkami).
Niewielki cmentarz w Kolonii Zbędowice skrywa zwłoki prawdziwych bohaterów, którzy nie słowem, jak wielu innych, tylko czynem i największą ofiarą z życia wraz z rodzinami udowodnili, że są patriotami – jak trafnie powiedział Prezydent Puław Janusz Grobel na opisywanej tu uroczystości patriotyczno-żałobnej.
Podinspektor Policji Grzegorz Gradowski (w centrum – w niebieskim mundurze policyjnym) wśród uczestników uroczystości patriotyczno-żałobnej ku pamięci Bitwy partyzanckiej i zagłady Kolonii Zbędowice 1942. Obok niego Janusz Grobel - Prezydent Miasta Puławy i Ewa Wójcik – Wiceprezydent Miasta Puławy. Prezydent Puław to jeden z patronów tej uroczystości (obok Wojewody Lubelskiego, Marszałka Województwa Lubelskiego i Burmistrza Miasta i Gminy Kazimierz Dolny). Widoczne poczty sztandarowe organizacji kombatanckich, związanych z wydarzeniami: Związku Piłsudczyków w Lublinie, Stowarzyszenia byłych Żołnierzy Batalionów Chłopskich Oddział Puławy, Stowarzyszenia Polskich Kombatantów Federacja Światowa koła w Kazimierzu Dolnym, IV Komendy WiN Województwa Lubelskiego, Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych koła w Zwoleniu. Cmentarz
w Kolonii Zbędowice, 21 listopada 2010 roku. Na pierwszym planie (odwrócona bokiem) wspomniana Helena Saran, która mieszka w Puławach, a w wieku 12 lat nosiła partyzantom w Kolonii Zbędowice granaty w koszyku pod jajkami.
Podinspektor Policji Grzegorz Gradowski (w niebieskim mundurze policyjnym) uczestniczył we wspomnianej uroczystości patriotyczno-żałobnej na cmentarzu w Kolonii Zbędowice 21 listopada 2010 roku wraz ze swym młodszym bratem, który jest nauczycielem historii. Pierwszy od prawej Grzegorz Dunia – Burmistrz Miasta i Gminy Kazimierz Dolny, jeden z patronów tej uroczystości. Na pierwszym planie Waldemar Podsiadły – przedstawiciel Wojewody Lubelskiego i sekretarz Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Lublinie oraz płk Jerzy Górnicki – prezes Zarządu Wojewódzkiego w Lublinie Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych.
Rano 22 listopada 1942 roku Kolonia Zbędowice otoczona została przez 6 tysięcy niemieckich żołnierzy, którzy ustawili dookoła – przeciwko partyzantom „Kmicica” - 205 karabinów maszynowych MG-34. Pełniły one rolę cekaemów, przy czym siła rażenia każdego z nich była równa sile ognia kompanii żołnierzy. Karabiny te wypluwały bowiem ze skuteczną donośnością do 1800 m aż 1500 pocisków na minutę, czyli 25 kul na sekundę. Do dziś ta uniwersalna niemiecka konstrukcja MG-34 (podobnie jak niemiecki automat MP-40 w dziedzinie pistoletów maszynowych) nie została pobita, pomimo wielkiego postępu techniki.
Następnie mieszkańców Kolonii Zbędowice, zgromadzonych na drodze przed domem Jana Murata (został wówczas spalony i nie ma po nim śladu, a stał kilka metrów po przeciwnej stronie drogi przy obecnym pomniku wymordowanych), zaczęła rozstrzeliwać – pod kierownictwem oficerów Gestapo z Kazimierza Dolnego – 32-osobowa specjalna grupa do mordowania Einsatzkommando SS.
Odbywało się to w ten sposób, że czterech hitlerowców prowadziło przed sobą cztery wybrane osoby, po czym z odległości 1-2 m strzelało do nich od tyłu (w plecy i głowy) z karabinów Kar 98k (5 pocisków) i automatów MP-40 (32 pociski). Pomimo tego z zagłady w cudowny sposób ocalała młodsza siostra ojca Ryszarda Murata Marianna Murat (obecnie ma 77 lat i mieszka w miejscowości Młynki koło Końskowoli), którą w chwili rozstrzelania jej matka Balbina Murat przykryła swoim ciałem.
Prezydent Miasta Puławy Janusz Grobel (od lewej) wręcza specjalny dyplom Mariannie Murat (po mężu Próchniak), która jest ciotką soke Ryszarda Murata (w środku) – młodszą siostrą jego ojca. Jako jedyna osoba w wieku 8 lat przeżyła ona rozstrzeliwanie mieszkańców Kolonii Zbędowice. Odbyło się to
w cudowny sposób, ponieważ czterech Niemców strzelało do niej (i jej matki Balbiny Murat, babki
soke Ryszarda Murata, która upadając przycisnęła ją wtedy swoim ciałem) z odległości 1-2 m
wieloma pociskami - głównie z automatów MP-40 (32 pociski w serii).
|
Wydarzenia te przedstawione zostały przez Ryszarda Murata w książce "Bitwa partyzancka i zagłada Kolonii Zbędowice 1942".
Jest ona 15-tą z kolei książką Ryszarda Murata. Opublikowana została w listopadzie 2010 roku. Liczy 216 stron i 346 ilustracji.
Wywołała wielkie i pozytywne wrażenie w Regionie Puławskim, a zwłaszcza na żyjących jeszcze uczestnikach opisywanych wydarzeń, weteranach i kombatantach. Jej nakład został całkowicie wyczerpany w ciągu dwóch tygodni.
|